Przejdź do głównej treści

Błędy trenerów w szkoleniu dziecięco-młodzieżowym

Spis treści

Czy popełnianie błędów jest naturalne?

Niniejszy artykuł początkowo miał być częścią innego, znacznie bardziej obszernego tekstu, odnoszącego się do grania za wszelką cenę na wynik. Ostatecznie jednak, w trakcie pisania, materiał okazał się na tyle rozbudowany, że zdecydowałem się podzielić go na trzy części, aby nie przesadzić z objętością. W tej odsłonie poruszam szczególnie ważne aspekty pracy trenera – zwłaszcza początkującego – jakimi są najczęściej popełniane błędy.

Przyznanie się przed samym sobą do braków kompetencyjnych jest trudne, a jeszcze trudniejsze jest przyznanie się do nich przed innymi. Wielu trenerów funkcjonuje w przekonaniu, że skoro prowadzą zajęcia, to automatycznie są ekspertami. Tymczasem praca trenera polega na ciągłym doskonaleniu się, zdobywaniu nowej wiedzy i konfrontowaniu jej z praktyką. W dynamicznie zmieniającym się środowisku szkolenia sportowego o błędy bardzo łatwo. Na podstawie własnych doświadczeń oraz licznych rozmów z innymi trenerami przygotowałem listę najczęściej popełnianych błędów w szkoleniu dzieci i młodzieży.

Cierpliwość jest cnotą, zwłaszcza w pracy trenera

Największym błędem trenerów – którego sam byłem ofiarą – jest brak cierpliwości. Trenerzy rozpoczynający pracę z dziećmi lub młodzieżą bardzo często chcą jak najszybciej udowodnić swoją wartość. Pragną pokazać, że potrafią zbudować zespół wygrywający, sprawnie funkcjonującą „maszynkę do zwycięstw”. Problem w tym, że szkolenie dzieci nie polega na szybkim efekcie, lecz na długofalowym procesie. Trener musi posiadać ogromne pokłady pokory, by nie ulec przekonaniu, że jego system jest najlepszy i niepodważalny. Sam również byłem o tym przekonany – aż do momentu zetknięcia się z metodą Funino, o której więcej możesz dowiedzieć się z naszego bloga.

Szkolenie dzieci wymaga cierpliwości nie tylko wobec ich zachowań, ale przede wszystkim wobec wolnego tempa przyswajania techniki i podstawowych zasad gry. Każde dziecko rozwija się inaczej i trener musi to zaakceptować. W praktyce oznacza to zgodę na „falowanie” formy: dziś coś wychodzi, jutro wraca chaos, a pojutrze znów pojawia się przebłysk zrozumienia. To normalne. Brak cierpliwości zwykle wynika z porównywania dzieci do oczekiwań dorosłych albo do filmików z internetu, gdzie wszystko wygląda idealnie. Tymczasem w realnym treningu dziecięcym sukcesem bywa jedna dobra decyzja na pięć prób. Jeśli trener tego nie rozumie, zaczyna naciskać, przyspieszać, poprawiać na siłę, ze szkodą dla siebie i podopiecznych. 

Drugim błędem wynikającym z braku cierpliwości jest nadmierne przeinstruowywanie. Gdy dzieci nie robią oczekiwanych postępów techniczno-taktycznych, zniecierpliwiony trener zaczyna im nieustannie podpowiadać, instruować i korygować każdy ruch. Jeszcze pół biedy, jeśli dzieje się to głównie na treningu, a w trakcie meczu trener pozwala dzieciom grać. Znacznie gorzej, gdy brak zaangażowania treningowego nadrabiany jest nadpobudliwością w czasie meczów – zwłaszcza wtedy, gdy obserwują je rodzice.

Ćwiczenia treningowe powinny być na tyle proste, aby można je było wytłumaczyć w dwóch do pięciu zdań – w zależności od wieku grupy. Należy unikać pojęć niezrozumiałych dla dzieci, takich jak „wyżej” czy „niżej”. Dla dorosłego oznacza to odległość od bramki, dla dziecka – przestrzeń nad głową lub pod stopami. Sam również wierzyłem, że głośniejsze i częstsze krzyczenie poprawi grę zespołu. To pułapka, z której bardzo trudno wyjść. Młodym trenerom radzę – nie wchodzić w ten schemat. W tym rzypadku milczenie naprawdę jest złotem.

Mecz AS Funiño w praktyce – czyli bez krzyków, wyłącznie zabawa.

Zwycięstwa oznaczają, że jestem dobrym trenerem, porażki – że złym.

Strata bramki jest gorsza od nauki” – to kolejny poważny błąd szkoleniowy. Można go również zapisać inaczej: strata bramki jest gorsza od popełniania błędów. To zjawisko wyjątkowo często obserwuję na meczach dziecięcych. Powszechnie znane hasło „Wybij to!” stało się symbolem strachu przed błędem. Trenerzy wolą, aby dziecko pozbyło się piłki, nawet jeśli nie ma realnego zagrożenia bramki. Często dotyczy to zawodników wolniejszych, słabszych fizycznie lub gorzej rozumiejących grę.

Skoro już muszą wejść na boisko, to lepiej niech wybiją piłkę, zamiast próbować prowadzić ją czy podać. Po bezsensownym wybiciu dziecko bywa nagradzane brawami, co koduje w jego umyśle prosty schemat: „jak wybiję – trener mnie pochwali”. Tymczasem bez błędów i bez ryzyka skazujemy dzieci na brak wiary we własne umiejętności, a to jest znacznie groźniejsze niż wysoka porażka. Co więcej, takie reakcje trenera dzielą dzieci na „bezpiecznych” i „ryzykownych”, a często to właśnie ci „ryzykowni” mają największy potencjał rozwojowy.

Rozwijając ten wątek: wynik w piłce dziecięcej jest informacją, ale nie powinien być wyrokiem. Jeśli trener ocenia siebie wyłącznie przez pryzmat tablicy wyników, zaczyna podejmować decyzje pod krótkoterminową korzyść: wystawia silniejszych, ogranicza słabszych, upraszcza grę, unika ryzyka. Dzieci bardzo szybko odczytują tę atmosferę i zaczynają bać się błędu. A piłka nożna to sport błędów – nawet najlepsi je popełniają. W szkoleniu liczy się środowisko, w którym błąd jest narzędziem nauki, a nie pretekstem do krzyku czy „kary” ławką. Jeśli dziecko ma się nauczyć grać, musi mieć prawo do pomyłki. Trener powinien doceniać odważną próbę, a nie tylko efekt. To zmienia wszystko.

Wynik 20:0 to kolejny klasyczny przykład myślenia „wynikowego”. Trenerom wydaje się, że im więcej bramek zdobędą, tym ich drużyna jest lepsza. Zapominają jednak o psychologicznych konsekwencjach takich spotkań. W tym kontekście warto odwołać się do teorii „wyuczonej bezradności”, sformułowanej przez Martina Seligmana. Teoria ta opisuje sytuację, w której narastająca przewaga przeciwnika powoduje, że zawodnicy przestają wierzyć, iż ich działania mogą coś zmienić. W rezultacie tracą motywację i chęć do dalszej walki.

Kluczowe pytanie brzmi: czy zawodnik lub drużyna wierzą, że ich wysiłek może jeszcze wpłynąć na rezultat? Trener ma wpływ na sferę mentalną, może podnosić na duchu, motywować i wspierać, ale nie poprawi z dnia na dzień umiejętności technicznych. Dlatego odwaga w grze i poczucie sprawczości są znacznie ważniejsze niż sam wynik. Jeśli mecz wymyka się spod kontroli, rolą trenera jest chronić proces rozwojowy, a nie „dobić” przeciwnika dla statystyk.

W praktyce widać to po zachowaniu dzieci przegrywających wysoko: coraz mniej biegania, coraz mniej rozmowy, coraz mniej prób. Zaczyna dominować obojętność, a czasem nawet wstyd. Wysokie wyniki bez kontekstu nie uczą dominacji – uczą często brutalności lub bezradności. A żadna z tych rzeczy nie buduje piłkarza.

AS Funiño w praktyce – uśmiechnięty chłopiec po zdobyciu bramki

„Gramy na Robercika” – czyli taktyka ponad rozwój

Kolejnym poważnym błędem jest wprowadzanie gry taktycznej opartej na podaniach i schematach w zbyt młodym wieku. To temat kontrowersyjny, ponieważ dziecięcy egocentryzm może trwać nawet do 12–13 roku życia. Mimo to wielu trenerów już u 6- czy 7-latków próbuje wdrażać skomplikowaną grę zespołową, aby osiągać lepsze wyniki niż konkurencja. Dla trenera rozumiejącego rozwój psychofizyczny dziecka jest to poważna aberracja. Zamiast wspierać rozwój, takie działania często go hamują.

Sam również ulegałem przekonaniu, że „tiki-taka” jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Dopiero później zrozumiałem, że w Hiszpanii ten model gry wprowadza się dopiero na etapie seniorskim lub w starszych grupach juniorskich, gdy zawodnik ma już solidne podstawy techniczne. Dziecko najpierw musi pokochać piłkę, oswoić się z nią i nauczyć się radzić sobie w sytuacjach 1x1. Bez tego podania stają się mechaniczne i pozbawione sensu.

Gdy trener wcześnie „zamyka” dzieci w schematach, zabiera im przestrzeń na naturalny rozwój. Dzieci zaczynają grać „żeby było poprawnie”, a nie „żeby rozwiązać problem na boisku”. Słyszymy wtedy hasła typu „oddaj, bo tak gramy”, zamiast „zobacz, co masz przed sobą”. W piłce młodzieżowej kluczowe jest budowanie kompetencji indywidualnych: prowadzenie piłki, zwody, zmiana kierunku, orientacja, odwaga w pojedynku. Dopiero na tych fundamentach sensownie układa się elementy współpracy: wsparcie, wyjście na pozycję, timing podania. „Granie na Robercika” to w istocie skrót do wyniku: podajemy do najlepszego, bo on „coś zrobi”. Tyle że reszta zespołu wtedy nie rośnie – tylko statystuje.

I tutaj dochodzimy do faworyzowania jednego zawodnika. Nadmierna koncentracja na „gwieździe zespołu” niemal zawsze kończy się negatywnie. W większości przypadków, dziecięca gwiazda to zawodnik lepiej rozwinięty fizycznie i koordynacyjnie. Trenerzy ustawiają go w roli lidera ofensywnego, opierając na nim całą grę. Taki scenariusz bardzo często prowadzi do wypalenia. Zawodnik traci motywację do pracy, inni tracą radość z gry, a zaufanie do trenera stopniowo zanika.

Gdy różnice się wyrównują, lider traci pozycję, a upadek z roli gwiazdy do przeciętności bywa dla nastolatka wyjątkowo bolesny. W efekcie często kończy się to zmianą klubu lub całkowitą rezygnacją ze sportu. Dodatkowo faworyzowanie wypacza kulturę drużyny: dzieci uczą się, że nie liczy się proces i wysiłek, tylko „status” i względy trenera. To rodzi konflikty, zazdrość i spadek jakości treningu, bo część grupy przestaje wierzyć, że warto się starać.

Warto tu dopowiedzieć, że faworyzowanie jest też pułapką dla samego trenera. Kiedy wynik zależy od jednego zawodnika, trener uzależnia swój „autorytet” od tego, czy gwiazda akurat ma dobry dzień. Zamiast rozwijać zespół, zaczyna chronić lidera: ustawia wszystko pod niego, daje mu więcej swobody, częściej wybacza błędy. A reszcie zadaje wymagania bez narzędzi. Tymczasem największym osiągnięciem trenera dziecięcego jest wyrównywanie szans i rozwijanie najsłabszych, nie tylko dopieszczanie najmocniejszych. Lider też potrzebuje rozwoju – a on rozwija się wtedy, gdy musi współpracować, grać na innych pozycjach, radzić sobie bez stałego „serwisu” piłek i uczyć się cierpliwości. W przeciwnym razie rośnie nie piłkarz, tylko ego.

AS Funiño w praktyce – kazdy może kiwać

Kopiuj–wklej, czyli znalazłem super ćwiczenie na YouTube

Jeżeli istnieje trener, który uniknął tego błędu – czapki z głów. Kopiowanie ćwiczeń z internetu bez refleksji to jeden z najczęstszych problemów w małych szkółkach. Brak koordynatora czy mentora sprawia, że trenerzy sięgają po gotowce, często niedostosowane do realiów grupy. Pół biedy, jeśli trener przenosi ćwiczenia przeznaczone dla dzieci do grup dziecięcych. Gorzej, jeśli wdraża zadania tworzone pod dorosłych lub zawodników wyselekcjonowanych, gdzie intensywność, koordynacja i rozumienie gry są na zupełnie innym poziomie.

Podręczniki oferowane przez PZPN są przygotowane pod trenerów, a nie pod osoby dopiero zaczynające. Ilość szczegółów, definicji i nowych określeń potrafi przytłoczyć. Zamiast zachęcić do zdobywania wiedzy, wypycha młodego adepta w miejsca, gdzie łatwiej o proste i „gotowe” rozwiązania. Problem w tym, że gotowe rozwiązanie nie istnieje, jeśli nie pasuje do Twojego środowiska: liczby dzieci, ich poziomu, dostępnego boiska, sprzętu i czasu.

Inspiracja jest potrzebna, ale kopiowanie bez adaptacji jest ryzykowne. Dziecko, które nie potrafi poprawnie biegać i hamować, nie zrobi jakościowego pressingu w grze 4x4, bo nie ma narzędzi ruchowych. Grupa, w której połowa dzieci dopiero uczy się przyjęcia piłki, nie skorzysta z ćwiczenia opartego na szybkim podaniu i skanowaniu przestrzeni, bo zabraknie fundamentu. Dlatego trener powinien zadawać sobie pytania: „Co to ćwiczenie rozwija?”, „Czy moje dzieci są na to gotowe?”, „Jak uprościć zasady, żeby zachować cel?”. Czasem wystarczy zmniejszyć liczbę bodźców, skrócić instrukcję i dodać więcej powtórzeń. Najlepsze ćwiczenia nie są te „efektowne” – tylko te, które działają w Twoich realiach.

Innym, podobnym problemem jest „robienie tego co wszyscy i oczekiwanie innych rezultatów”. Kiedyś w małych klubach panowało przekonanie o istnieniu „dobrego rocznika” i „słabszego rocznika”. Do dziś wielu starszych trenerów stosuje taką nomenklaturę, jakby to było wyjaśnienie słabszych wyników podopiecznych. Na szczęście ten irracjonalny podział stopniowo odchodzi w niepamięć. Problem w tym, że małe kluby wciąż często nie mają własnego pomysłu na szkolenie. To nie zawsze jest ich wina – realia organizacyjne w takich miejscach to często „jazda bez trzymanki”.

Własna metoda szkolenia wdrożona od początku do końca bywa ostatnią rzeczą na liście potrzeb. Dlatego młodzi trenerzy szukają inspiracji w dużych akademiach, na ich stronach czy w gotowcach serwowanych przez TOP 20. Nie da się jednak przenieść ćwiczeń przeznaczonych dla wyselekcjonowanej grupy 8-latków do klubu, w którym większość dzieci dopiero uczy się podstaw motoryki i organizacji. Nawet jeśli pracujemy w grupie 20-osobowej, to nadal nie jest to zespół selekcyjny. Każde dziecko jest inne: ma inny charakter, inne zdolności techniczne, inne tempo rozwoju i różny poziom koordynacji.

Dziecko nie zrobi przewrotu w przód, jeśli nie umie przykucnąć. Tak samo nie będzie grało „jak w akademii”, jeśli nie ma bazy. Dlatego, przenosząc pomysły z dużych ośrodków, warto sprawdzić, czy mamy do tego środowisko: boisko, czas, liczbę trenerów, sprzęt i możliwości grupy. Trenując „tak jak wszyscy” w małym klubie, szybko docieramy do sufitu. Nawet jeśli awansujemy do ligi wojewódzkiej, spotkamy drużyny, które marką i zapleczem przyciągną najlepiej rozwiniętych zawodników. Z nimi nie wygramy, kopiując ich metody, bo oni mają inne zasoby. Najgorsze jest jednak to, że stosując identyczne schematy, ani średnie akademie, ani małe szkółki nie wypuszczają regularnie zawodników na poziom centralny.

Podsumowanie

Każdy z opisanych błędów można by rozwinąć jeszcze szerzej, zagłębiając się w przygotowanie psychofizyczne trenera do pracy z dziećmi. Kluczowym problemem pozostaje jednak przekonanie o własnej nieomylności. Dopóki trener uważa, że wie wszystko najlepiej, dopóty nie będzie w stanie się zmienić. Sam przeszedłem długą drogę, stopniowo porzucając fałszywe poczucie wszechwiedzy. Ostatecznie postawiłem na Funino – metodę, którą wdrożyła również Królewska Hiszpańska Federacja Piłki Nożnej.

W kolejnych artykułach na blogu będę rozwijał temat Funino oraz innych aspektów nowoczesnego i odpowiedzialnego szkolenia dzieci. Wierzę, że największą wartością dla trenera jest gotowość do uczenia się i korygowania własnych przyzwyczajeń. Nie chodzi o to, aby „nie popełniać błędów”, bo to nierealne. Chodzi o to, aby je widzieć, rozumieć i nie usprawiedliwiać ich wynikiem. Dzieci nie potrzebują trenera idealnego – potrzebują trenera uważnego, konsekwentnego i odważnego w podejmowaniu decyzji, które służą rozwojowi, a nie tabeli.

Jeśli coś miałbym podkreślić na koniec, to prostą myśl: wynik przyjdzie jako efekt uboczny dobrego procesu. Proces tworzy się cierpliwością, mądrą komunikacją, środowiskiem na błędy, brakiem faworyzowania i dopasowaniem metod do realiów. To trudniejsze niż „grać na Robercika” albo kazać wybijać każdą piłkę, ale tylko ta droga daje szansę na wychowanie piłkarzy, a nie tylko zwycięzców turniejów. I właśnie o tę różnicę w szkoleniu chodzi najbardziej. 

Jak radzic sobie z tymi błędami i co zrobić aby ich unikać, opiszę w kolejnym artykule. 

Kamil Pytka - CEO / Trener AS Funino
AUTOR: KAMIL PYTKA

Metoda FUNiño to jego sportowa filozofia i źródło nieustannej inspiracji. Z pasją zgłębia jej założenia, wdrażając je zarówno w Akademii, jak i w autorskim projekcie Funiño World – platformie stworzonej z myślą o rozwoju i profesjonalizacji pracy trenerów. Dzięki wieloletniej praktyce, setkom godzin obserwacji oraz wyjątkowej umiejętności analitycznego myślenia opracował autorską metodę Pro Ball, która idealnie uzupełnia FUNiño, znacząco przyspieszając rozwój młodych piłkarzy. Jest orędownikiem zasady „ciężkie treningi – łatwe mecze”, dbając o to, aby każdy element szkolenia był przemyślany, skuteczny i ukierunkowany na maksymalny rozwój zawodników.

DOŁĄCZ DO TRENERÓW AS FUNINO

OTWÓRZ AKADEMIĘ W SWOJEJ GMINIE
BEZ PONOSZENIA OGROMNYCH KOSZTÓW
AKADEMIA SPORTOWA FUNINO
SPÓŁKA Z O.O.

ZAPRASZAMY TRENERÓW
DO WSPÓŁPRACY

TEL: 530-310-323

AKADEMIA SPORTOWA FUNINO SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ Siedziba: Niemgłowy 9, 96-214 Cielądz - Zarejestrowana w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia w Łodzi, XX Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego KRS: 0001116249, NIP: 8351620330, REGON: 529149623 Kapitał zakładowy: 10 000 zł