Przejdź do głównej treści

Podpowiadanie dzieciom w trakcie gry hamuje ich rozwój

Spis treści

Rodzicu, trenerze – nie podpowiadaj!

Nie ulega wątpliwości, że każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej – szczególnie jeśli chodzi o jego rozwój i poczucie bezpieczeństwa. Współczesne dzieci mają zdecydowanie więcej możliwości i jednocześnie mniej obowiązków niż ich rodzice w analogicznym okresie życia, a to sprawia, że sport stał się dla wielu rodzin ważnym polem inwestycji: czasu, pieniędzy i emocji. Z jednej strony to wspaniałe, bo dzieci mogą próbować wielu aktywności, rozwijać sprawność, poznawać rówieśników i budować pewność siebie. Z drugiej strony pojawia się nowe napięcie: skoro mamy dostęp do treningów, turniejów i wiedzy, rośnie też presja, by „wykorzystać szansę” i nie zmarnować potencjału. W rezultacie łatwo wejść w tryb kontrolowania procesu i oceniania postępów z tygodnia na tydzień, a nawet z akcji na akcję. Ten tekst jest próbą zatrzymania się na chwilę i spojrzenia na to, co naprawdę pomaga dziecku stawać się lepszym zawodnikiem – nie jutro, ale za rok, dwa i pięć lat.

W tym artykule skupiam się na jednym, szczególnie trudnym obszarze – rozwoju inteligencji gry, czyli umiejętności widzenia boiska, podejmowania decyzji i rozumienia sytuacji, a nie tylko wykonywania ruchów. To właśnie ten element najczęściej „ucieka” w szkoleniu dzieci, bo trudniej go zauważyć i zmierzyć niż liczbę bramek czy wygranych meczów. Inteligencja gry dojrzewa wolniej, wymaga cierpliwości, doświadczeń i popełniania błędów. Jednocześnie jest fundamentem przyszłego rozwoju: jeśli dziecko nauczy się myśleć, obserwować i adaptować, poradzi sobie w każdej drużynie, w każdym systemie i przy każdym trenerze. Problem w tym, że dorośli – zarówno rodzice, jak i trenerzy – bardzo często w dobrej wierze wchodzą dziecku w ten proces, podpowiadając mu rozwiązania. Krótkoterminowo wygląda to jak pomoc. Długoterminowo bywa hamulcem, bo zabiera dziecku najważniejszą rzecz: możliwość samodzielnego wyboru w realnym tempie gry.

Dlaczego podpowiadamy?

Podpowiadanie w trakcie meczu jest tak stare jak pierwsze drużyny dziecięce i tzw. „polska myśl szkoleniowa”. Nie jesteśmy tu wyjątkiem – w każdym kraju znajdą się rodzice i trenerzy, którzy chcą dla dziecka „jak najlepiej”, tylko rozumieją to „najlepiej” jako natychmiastową poprawę i jak najszybszy efekt. Zwykle zaczyna się niewinnie: ktoś krzyknie „wracaj!”, „podaj!”, „strzelaj!”. Potem dochodzi instrukcja taktyczna, a na końcu – ciągłe sterowanie, jakby boisko było grą komputerową. Często to wynika z emocji: stresujemy się, bo dziecko przegrywa pojedynek, bo widzimy „proste rozwiązanie”, bo chcemy uniknąć straty bramki. Dorosły z trybun ma jedną przewagę: widzi boisko szerzej i z dystansu. Dziecko widzi świat z perspektywy biegu, ograniczonego pola widzenia i presji przeciwnika. Łatwo więc o przekonanie, że to dziecko „nie myśli” albo „nie słucha”, podczas gdy ono po prostu funkcjonuje w innych warunkach poznawczych. Zanim jednak przejdziemy do powodów, dla których nie należy podpowiadać dzieciom podczas gry, warto odpowiedzieć na jedno kluczowe pytanie: co dorośli tak naprawdę chcą tym osiągnąć?

Najczęściej odpowiedź brzmi: wynik. Chęć wygranej sprawia, że dorośli „żyją na linii”, próbując sterować grą i naprawiać każdą sytuację w czasie rzeczywistym. Pojawia się przekonanie, że aby wygrać, dzieci nie mogą popełniać błędów, a podpowiedź wydaje się najszybszym sposobem, by tych błędów uniknąć. Tylko że wynik w sporcie dziecięcym jest miernikiem bardzo mylącym. Może się zdarzyć, że drużyna wygrywa dzięki przewadze fizycznej, dojrzalszemu zawodnikowi albo przypadkowemu ustawieniu, a jednocześnie nie rozwija ważnych kompetencji. Zdarza się też odwrotnie: drużyna przegrywa, bo uczy się trudniejszych rozwiązań, gra odważniej i podejmuje ryzyko – czyli robi dokładnie to, co w dłuższej perspektywie tworzy lepszych zawodników. Jeśli podpowiadamy, żeby „uratować” wynik, to często w praktyce ratujemy tylko własny komfort, bo mniej boli nas widok błędu. Dziecku natomiast zabieramy okazję, aby błąd przeżyć, zrozumieć i przekształcić w doświadczenie. Właśnie dlatego podpowiadanie karmi krótkoterminowy cel, ale osłabia cel długoterminowy.

Mecz AS Funiño w praktyce – czyli bez krzyków, wyłącznie zabawa.

Jak dziecko postrzega grę i dorosłych?

Dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym są z natury skoncentrowane na sobie – i jest to naturalny etap rozwoju, a nie „wada charakteru”. Interesuje je posiadanie piłki, sprawczość, zdobywanie bramek i przeżywanie emocji związanych z ruchem. Nie rozumieją jeszcze w pełni, dlaczego dorosły woli, aby podały piłkę komuś innemu, kto strzeli bramkę. Dla dziecka piłka to coś więcej niż narzędzie taktyki; to przedmiot radości i dowód, że „jestem ważny w grze”. W dodatku dzieci uczą się społecznie wolniej niż my dorośli chcielibyśmy – dopiero z czasem zaczynają doceniać współpracę, role, cierpliwość i myślenie o zespole. Jeśli w tym wieku dorośli narzucają polecenia, dziecko często odbiera je jako odebranie mu inicjatywy albo jako sygnał: „Nie ufam ci”. A brak zaufania jest jednym z najsilniejszych hamulców odwagi i kreatywności. Zamiast próbować, dziecko woli „nie zepsuć”, bo czuje, że każdy błąd zostanie natychmiast skomentowany z zewnątrz.

Dziecko oczekuje od rodzica wsparcia, ale nie w postaci sterowania każdą decyzją. Potrzebuje obecności, poczucia, że ktoś jest „po jego stronie”, i że sport jest dla niego przestrzenią rozwoju, a nie testem miłości. Po meczu dziecko chce usłyszeć proste komunikaty: „Widzę, że się starałeś”, „Podobało mi się, jak walczyłeś”, „Super, że próbowałeś”, „Jestem z ciebie dumny”. To są zdania, które wzmacniają odwagę, a nie zależność. Natomiast krzyk „PODAJ!” w trakcie meczu bywa interpretowany bardzo emocjonalnie: jakby rodzic bardziej kibicował innemu dziecku, jakby uzależniał pochwałę od tego, czy zrobię to, co on uważa za najlepsze. W praktyce dziecko zaczyna grać „pod rodzica”, a to jest najprostsza droga do napięcia, spadku pewności siebie i utraty radości. W sporcie dziecięcym najważniejsza jest radość, bo radość buduje powtarzalność – a to powtarzalność buduje umiejętności. Jeśli radość zniknie, trening stanie się przymusem, a rozwój wyhamuje, niezależnie od talentu.

AS Funiño w praktyce – uśmiechnięte dzieci przed meczem

Trener – autorytet, nie joystick

Z czasem trener przestaje być obcą osobą, a staje się ważną postacią w świecie dziecka. Dzieci postrzegają trenera bardzo indywidualnie – jako „mojego trenera”. Chcą być zauważone, docenione i zaakceptowane, nawet gdy popełniają błędy. W praktyce oznacza to, że trener pełni jednocześnie rolę nauczyciela, lidera i emocjonalnego punktu odniesienia. Kiedy trener jest spokojny, dziecko czuje, że panuje nad sytuacją i że w razie czego ktoś je poprowadzi. Kiedy trener jest nerwowy, podnosi głos i „ciągnie za sznurki” każdym okrzykiem, dziecko zaczyna grać w trybie przetrwania: byle nie popełnić błędu, byle nie narazić się na krytykę. To niszczy odwagę w podejmowaniu decyzji, a bez odwagi nie ma nauki. W dodatku ciągłe instrukcje ograniczają rozwój samoregulacji – dziecko nie uczy się rozpoznawać sytuacji i wybierać najlepszego rozwiązania, tylko uczy się wykonywać komendy. A w piłce i grach zespołowych to nie komendy wygrywają przyszłość, tylko inteligentne, autonomiczne działanie.

Nadmierne podpowiadanie potrafi też osłabić relację dziecka z trenerem i z drużyną. Trener przestaje być autorytetem i wsparciem, a staje się kolejnym wymagającym dorosłym, który docenia „posłusznych” i tych, którzy szybciej reagują na komendy. Z perspektywy dziecka to bywa niesprawiedliwe: przecież ono się stara, tylko nie zawsze potrafi zareagować we właściwym czasie. Jeśli dziecko dostaje sygnał, że na boisku liczy się przede wszystkim wykonywanie poleceń, to zaczyna szukać aprobaty zamiast rozwiązań. Taki zawodnik w przyszłości ma trudniej, gdy zmienia drużynę, trenera albo system gry, bo jego zachowanie jest zależne od zewnętrznego sterowania. Tymczasem celem szkolenia jest wychowanie zawodnika, który sam potrafi analizować sytuację, komunikować się z zespołem i brać odpowiedzialność. Autorytet trenera buduje się nie liczbą komend, tylko jakością środowiska, które trener tworzy: bezpiecznego, wymagającego i jednocześnie wspierającego. Wtedy dziecko uczy się naprawdę – bo może próbować.

Proces uczenia się jest wymagający, ale tylko on prowadzi do realnego rozwoju. Brak podpowiedzi w trakcie meczu nie jest „odpuszczeniem”, tylko świadomą metodą: trener obserwuje, wyciąga wnioski i planuje pracę na treningu, zamiast naprawiać wszystko w locie. Spokojny, uśmiechnięty trener daje dziecku poczucie bezpieczeństwa: „Możesz próbować, nawet jeśli nie wyjdzie”. To jest fundament odwagi, a odwaga jest fundamentem kreatywności. Postawa trenera – mimika, gesty, ton głosu – ma ogromny wpływ na emocje dziecka. Po dobrej akcji lub błędzie zawodnik często automatycznie spogląda w stronę trenera. Jeśli zobaczy spokój, zrozumie, że błąd jest częścią gry, a nie końcem świata. Jeśli zobaczy złość, napięcie i dezaprobatę, nauczy się unikać ryzyka. A unikanie ryzyka to najprostsza droga do stagnacji. Właśnie dlatego cisza i stabilność emocjonalna trenera są tak ważne.

W takich warunkach zaczyna się prawdziwe szkolenie: cisza na meczu, radość z gry, euforia po zwycięstwie, smutek po porażce – i dorosły, który pozostaje stabilnym punktem odniesienia. To trudne, bo wymaga samokontroli, a czasem także zmiany nawyków wyniesionych z własnego dzieciństwa. Wielu trenerów i rodziców dorastało w kulturze krzyku, ocen i „naprawiania na bieżąco”. Zmiana tego schematu to proces, ale możliwy. Z własnego doświadczenia wiem, że można zejść z poziomu „trenera-joysticka” do poziomu „trenera-opoki”. Trzeba tylko zaakceptować, że rozwój dziecka nie dzieje się w jednej akcji, tylko w setkach powtórzeń i doświadczeń. Jeśli zaczniemy wcześniej, będzie łatwiej. Jeśli zaczniemy później, będzie to wymagało więcej cierpliwości. Ale w obu przypadkach warto, bo stawką jest samodzielność i inteligentna gra.

AS Funiño w praktyce – bramkarz może kiwać

Dlaczego dziecko nie reaguje na podpowiedzi?

Nawet w warunkach laboratoryjnych, gdy dziecko słyszy pojedynczy dźwięk i ma wykonać prostą reakcję ruchową, jego odpowiedź nie jest natychmiastowa. Badania pokazują, że u młodszych dzieci czas reakcji na bodziec słuchowy wynosi średnio 0,7–1 sekundy, a system nerwowy przyspiesza dopiero z wiekiem. Już sam ten fakt pokazuje, że „usłyszeć i zareagować” trwa dłużej, niż sądzi większość dorosłych, a więc podpowiedź z trybun rzadko ma szansę zadziałać w czasie, w którym sytuacja boiskowa jest jeszcze aktualna. Co więcej, nawet jeśli dziecko usłyszy sygnał, to w meczu musi jeszcze kontrolować ruch ciała, kierunek biegu, piłkę, przeciwnika oraz odległości. To wszystko dzieje się jednocześnie. Dziecko nie ma „wolnego kanału” uwagi, który może w każdej chwili przeznaczyć na analizę polecenia. Dlatego dorosły, który krzyczy „podaj”, w praktyce konkuruje o uwagę dziecka z tym, co dzieje się tu i teraz na boisku.

Gdy pojawia się komunikat słowny, proces dodatkowo się wydłuża: dziecko musi go usłyszeć, odróżnić od innych głosów, zrozumieć, przypisać znaczenie i podjąć decyzję. W boiskowym hałasie (głosy rodziców, trenerów, kolegów, czasem te same imiona) rośnie ryzyko, że dziecko nie tylko zareaguje późno, ale też zareaguje na niewłaściwy komunikat. Badania neurofizjologiczne wskazują, że przetwarzanie informacji słuchowej i jej „ocena” (np. mierzona komponentem P300) zajmuje u dzieci setki milisekund, a dopiero potem może pojawić się reakcja ruchowa. W meczu to działa jak opóźnienie: zanim dziecko zrozumie „co mam zrobić”, sytuacja już bywa inna. Właśnie dlatego podpowiedzi często kończą się frustracją obu stron: dorosły ma poczucie, że „przecież mówił”, a dziecko – że „nie nadąża” albo „i tak źle”. Tymczasem problemem nie jest zła wola, tylko realne ograniczenia tempa przetwarzania bodźców i uwagi w dynamicznym środowisku.

Jeśli spróbujemy przełożyć to na realną sytuację boiskową, można przyjąć bardzo ostrożne, przybliżone wartości czasu reakcji na słowną podpowiedź (od momentu usłyszenia do realnego działania), które uwzględniają fakt, że dziecko musi najpierw zrozumieć przekaz i dopiero potem wprowadzić go w ruch:

  • 5–6 lat: około 2,7–3,5 sekundy
  • 7–8 lat: około 1,8–2,7 sekundy
  • 9–10 lat: około 1,2–1,8 sekundy
  • 11–12 lat: około 0,7–1,0 sekundy

W sporcie zespołowym sekunda to wieczność. W tym czasie piłka zmienia właściciela, przeciwnik doskakuje, a sytuacja taktyczna przestaje istnieć. Dlatego podpowiedź z trybun najczęściej dociera za późno i zamiast pomóc – wprowadza chaos: dziecko zaczyna reagować na bodziec, który nie pasuje już do realiów akcji. Do tego dochodzi jeszcze obciążenie emocjonalne: krzyk dorosłego podnosi napięcie i przyspiesza działanie „na skróty”, często kosztem jakości. Z perspektywy rozwoju dziecka cisza ze strony rodzica i trenera nie jest brakiem wsparcia. Jest przestrzenią, w której dziecko może samodzielnie widzieć, decydować i uczyć się gry – w tempie, na jakie pozwala jego rozwijający się mózg. Dorosły, który potrafi wytrzymać tę ciszę, robi dla dziecka coś bardzo ważnego: daje mu odpowiedzialność, a z odpowiedzialności rodzi się pewność siebie.

Podsumowanie i wnioski z badań

Rozwój inteligentnej gry, jest jednym z filarów metody Funino. Dostarczenie dzieciom dodatkowych bodźców w trakcie meczu, który generuje wysoki poziom adrenaliny i endorfiny jest elementem hamującym rozwój.  Podpowiadanie podczas meczu zwykle nie działa tak, jak dorośli sobie wyobrażają. Jest spóźnione, konkuruje o uwagę dziecka z realiami gry i często zwiększa napięcie, zamiast je obniżać. Jednocześnie zabiera dziecku najcenniejszą część sportu: możliwość samodzielnego rozwiązywania problemów, uczenia się na błędach i rozwijania inteligencji gry. Jeśli chcemy wspierać rozwój, przenieśmy „instrukcje” na trening, gdzie można zatrzymać sytuację, wytłumaczyć i przećwiczyć. Na meczu dajmy dziecku przestrzeń na doświadczenie, emocje i samodzielność. Najlepsze wsparcie rodzica to obecność i spokojny komunikat po meczu, a najlepsze wsparcie trenera to stabilność, obserwacja i mądre planowanie procesu. My bądźmy obok – nie nad nimi.

Kamil Pytka - CEO / Trener AS Funino
AUTOR: KAMIL PYTKA

Metoda FUNiño to jego sportowa filozofia i źródło nieustannej inspiracji. Z pasją zgłębia jej założenia, wdrażając je zarówno w Akademii, jak i w autorskim projekcie Funiño World – platformie stworzonej z myślą o rozwoju i profesjonalizacji pracy trenerów. Dzięki wieloletniej praktyce, setkom godzin obserwacji oraz wyjątkowej umiejętności analitycznego myślenia opracował autorską metodę Pro Ball, która idealnie uzupełnia FUNiño, znacząco przyspieszając rozwój młodych piłkarzy. Jest orędownikiem zasady „ciężkie treningi – łatwe mecze”, dbając o to, aby każdy element szkolenia był przemyślany, skuteczny i ukierunkowany na maksymalny rozwój zawodników.

DOŁĄCZ DO TRENERÓW AS FUNINO

OTWÓRZ AKADEMIĘ W SWOJEJ GMINIE
BEZ PONOSZENIA OGROMNYCH KOSZTÓW
AKADEMIA SPORTOWA FUNINO
SPÓŁKA Z O.O.

ZAPRASZAMY TRENERÓW
DO WSPÓŁPRACY

TEL: 530-310-323

AKADEMIA SPORTOWA FUNINO SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ Siedziba: Niemgłowy 9, 96-214 Cielądz - Zarejestrowana w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia w Łodzi, XX Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego KRS: 0001116249, NIP: 8351620330, REGON: 529149623 Kapitał zakładowy: 10 000 zł